Fragment artykułu Douglasa Russhkoffa, socjologa, pisarza, teoretyka mediów i publicysty.
W zeszłym roku zaproszono mnie jako prelegenta do luksusowego prywatnego kurortu. Zakładałem, że mojego odczytu wysłucha setka bankierów inwestycyjnych. Zaoferowano mi największe dotychczasowe wynagrodzenie – odpowiadało niemal połowie mojej rocznej pensji profesora – abym podzielił się przemyśleniami na temat „przyszłości technologii”.
Nigdy nie lubiłem mówić o przyszłości. Sesja pytań i odpowiedzi zawsze zamienia się w rodzaj gry towarzyskiej, w trakcie której mam opowiadać o modnych technologicznych hasłach jakby były one symbolami giełdowymi potencjalnych inwestycji: blockchain, drukowanie 3D, CRISPR. Publiczność rzadko przejawia chęć poznania samych technologii lub ich ewentualnego wpływu, który wykracza poza binarny wybór „inwestować czy nie inwestować”. Pieniądze przemawiają dobitniej niż słowa – propozycję przyjąłem.
Po przybyciu na miejsce zostałem zabrany do pomieszczenia przypominającego zakulisową poczekalnię. Jednak nikt nie przypiął mi mikrofonu i nie zabrał mnie na scenę. Siedziałem przy zwykłym, okrągłym stole, kiedy wprowadzono moją publiczność: pięciu bogaczy – tak, sami mężczyźni – rezydujących na szczycie świata funduszy hedgingowych. Po krótkiej rozmowie zdałem sobie sprawę, że nie są specjalnie zainteresowani przygotowanymi przeze mnie informacjami o przyszłości technologii. Przybyli z własnymi pytaniami.
Więcej
Ilustracja: Matt Huynh
1 Comment
porazajace